1. Rozdziały 1-10
  2. Rozdziały 11-20
  3. Rozdziały 21-30
  4. Rozdziały 31-40
  5. Rozdziały 41-45

Zazdrość.

Mądry powiedział, że na dziesięć kobiet, dziewięć jest zazdrosnych. Jest to uczucie negatywne, które możemy zaliczyć do grupy emocji, w których jest m.in. strach, poczucie krzywdy. Z natury nie jestem zazdrosna, ani o dobra materialne drugiego, ani status społeczny, ani o poważanie które dany człowiek budzi u innych. Nie ma we mnie zazdrości o dobrobyt drugiego człowieka. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że mu się powodzi. Natomiast, jestem kobietą i jak wiele z was, jestem zazdrosna o swego mężczyznę. Poznałam szybko miłość między kobietą, a mężczyzną, zakochałam się już jako szesnastolatka. Najpierw była euforia, kochałam i dawałam miłość! Okazywałam to uczucie jawnie i naiwnie, bo wiedziałam, że jest odwzajemnione. Miałam dziecinną nadzieję, że będziemy żyli długo i szczęśliwie… Niczym nie różniłam się od innych nastolatek, kochałam i byłam kochana. Z biegiem czasu, zbliżając się do pełnoletności, miałam poważniejsze zamiary względem mego chłopaka (notabene dużo starszego i ustawionego życiowo). Po prostu chciałam za niego wyjść za mąż i mieć dzieci. Marzenie spełniło się! Za przyzwoleniem, ale nie poparciem rodziców, wyszłam za mąż jako osiemnastolatka, planowo urodziłam zdrową córkę i jako dwudziestolatka byłam osobą spełnioną kobietą. Miałam zawód, pracę. Mieszkaliśmy oddzielnie, on tez pracował, więc mogę śmiało powiedzieć, że na tamten czas była to pełnia szczęścia! Miałam normalne, rodzicielskie, małżeńskie, zawodowe obowiązki i wywiązywałam się z nich sumiennie i ochoczo. Ale jak mówią: „wszystko co dobre, kiedyś się kończy”. I tak było tez z moim ustabilizowanym małżeństwem. Mąż był starszy o kilkanaście lat, ale to mi nie przeszkadzało, wręcz schlebiało, czułam się wyróżniona, a że był trochę zazdrosny uważałam za normalne! Przecież kochał młodą, atrakcyjną dziewczynę. Nie kryłam, że chcę być adorowana przez innych mężczyzn, schlebiało mi to. Czułam się bardziej wartościowa. Jego zazdrość stawała się coraz bardziej dokuczliwa. Była dla mnie wręcz niesprawiedliwa, bolała, ale ja jeszcze to tłumaczyłam, kochałam i byłam pewna, że to oznaka miłości. Lata mijały, żyliśmy stabilnie, wywiązywaliśmy się z wszystkich obowiązków i było by dobrze, gdyby nie to, że zaczęły się coraz bardziej doskwierające kłopoty. Mąż poważnie chorował na serce, tylko sporadycznie je leczył, wszedł tez w nałóg, którego nie chciał opanować, zaczęły się kłótnie, niesnaski, obrazy, parodniowe rozstania itp., były to po prostu częste, zwyczajne kłopoty małżeńskie, ale moja miłość stawała się obowiązkiem, przyzwyczajeniem, rutyną. Kiedy córka chodziła do przedszkola straciłam stałą prace, ale też w tym czasie cudem dostaliśmy duże, ładne mieszkanie całkiem niedaleko ówczesnego. Zaczęły się kłopoty materialne, zwłaszcza, że remont mieszkania pożerał kasę. Mąż już oficjalnie był uzależniony (nie przyjmował tego do wiadomości), a ja nie zarabiałam, było naprawdę ciężko. Rodzice pomagali, ale nie byliśmy jedynakami, musieli troszczyć się o pozostałe dzieci, więc od zawsze kładliśmy nacisk na samodzielność. Wreszcie przeprowadziliśmy się! Nowe miejsce, nowi znajomi, weszliśmy w to szybko. Stałej pracy nie miałam nadal, po prostu nie zależało mi, zawsze coś robiłam dorywczo. Jako, że imałam się różnych prac, poznałam wielu znajomych. Często celowo wzbudzałam w mężu zazdrość, bo chciałam poczuć się lepsza. Robiłam to z widocznym skutkiem. Byłam z zazdrości bita. Nie mówiłam o tym, udawałam, że w mojej rodzinie jest wszystko dobrze. Miałam dwadzieścia siedem lat jak mąż zmarł! Wtedy dopiero zaczęło się dla mnie prawdziwe życie. Dostałam „szkołę życia ”. Ale, że jestem przedsiębiorcza, zaradna, szybko posklejałam co się dało. Nie muszę pisać, że ból rozrywał mi serce, odbierał logikę, normalnie niszczył mnie, dopiero po śmierci męża pojęłam jak bardzo go kochałam! Ale życie toczy się dalej… Nie umiałam i nie chciałam żyć w pojedynkę i po niedługim czasie wyszłam drugi raz za mąż. Urodziłam syna i teoretycznie wszystko powinno wrócić do normy. Drugi raz się zakochałam! Jestem kochliwa, ale w uczuciach stała. Pokochałam na „śmierć i życie” ponownie. Drugi mąż sporadycznie okazywał zazdrość, ale za to mieliśmy dużo innych egzystencjalnych problemów. Byliśmy biedni, ale dużo udzielaliśmy się towarzysko. Początkowo cieszyło mnie, że mąż był serdeczny, życzliwy wobec wszystkich kobiet, szybko jednak stałam się o to zazdrosna. Wcale nie dawał mi powodów do zazdrości (a może nie chciałam ich widzieć),ale ja jak sobie coś ubzdurałam to nikt nie mógł mi niczego przetłumaczyć. Wręcz pielęgnowałam, podsycałam swoją zazdrość i nigdy nie przyszło mi do głowy, że to już chorobliwe i należało by się z tym udać do specjalisty -psychologa. Przechodziliśmy typowy kryzys małżeński, ale podejmowaliśmy próby poprawy związku, bezskutecznie. Rozwiedliśmy się po prawie dwunastu latach. Dziś wiem, że podjęłam dobrą decyzję, czasem trudniej jest rozerwać wieniec z kwiatów niż łańcuch. Znów jestem sama, ale z taką różnicą, że nie samotna! Mam wspierającą rodzinę, masę znajomych, nawet paru przyjaciół, cieszę się życiem, mam mieszkanie i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Najważniejsze, co nabyłam przez te lata to doświadczenie, mądrość życiową, którą się dzielę, bo to ważne, aby inny mógł się na moich błędach uczyć. Po co popełniać te same błędy jak można wcześniej dowiedzieć się o ich skutkach. Mądry powiedział : „nauka, która trafia do uszu a nie do serca, jest jak obiad zjedzony w marzeniach”. Podsumowując, zazdrość jest uczuciem potęgującym nasz strach. Mamy poczucie krzywdy, czujemy się z tym źle, ale rzadko to leczymy. A zazdrość może zabić największą miłość, może zniszczyć nam życie. Pomyśl o tym i walcz z tym niszczycielskim uczuciem, bo warto, zrób to dla siebie!