1. Rozdziały 1-10
  2. Rozdziały 11-20
  3. Rozdziały 21-30
  4. Rozdziały 31-40
  5. Rozdziały 41-45

Błękit nieba.

Jestem na basenie, mam zamiar się opalać. Rozpościeram koc, pomału rozbieram się. Ubranie i wszystkie tobołki, układam przykładnie, równiutko jak to mam w zwyczaju obok koca. Stoję i rozglądam się wokoło. Ludzi gotowych do opalania i zwykłego leniuchowania jest jeszcze niewielu. Ja jak zwykle się pospieszyłam! Są już za to baraszkujące w wodzie dzieci i pokrzykujące mamy. Miejsce wybrałam odludne, bo lubię spokój, a dokazująca młodzież jakoś mnie nie pociąga. Wreszcie obracam się do słoneczka, wygodnie siadam i zaczynam smarowanie ciała olejkiem. Jestem w kostiumie jednoczęściowym, wiec dużo do smarowania nie ma, ale jak zwykle problem z plecami, a w pobliżu nikogo znajomego, ale jakoś sobie daję radę i szyję, ramiona mam posmarowane, reszta poszła gładko. Wszystko poukładałam, poodkręcałam, pochowałam, telefon położyłam na widoku i wreszcie położyłam się! Zdjęłam okulary słoneczne, aby opalić twarz, dlatego nie mogłam spoglądać dookoła i w niebo, bo słonce raziło mnie w oczy. Leżę z zamkniętymi oczami i już wiem, że to nie problem, bo patrzę „oczami duszy”. Jest mi ciepło, jestem rozleniwiona i pogrążam się w marzeniach. Widzę przed sobą rozpostarte błękitne niebo, na którym może są trzy chmurki. Te chmurki tez się rozkosznie ułożyły i nadęły jak balony! Tak sobie leżę i myślę: jakbym była małym ptaszkiem, który lata w przestworzach, cieszyłabym się, że jest słonecznie, mało wiatru (tylko delikatny podmuch) i nie pada i inne powody do dobrego samopoczucia. Nie wiem dlaczego, ale o ptakach i czworonogach zawsze myślę jak o „prawie” ludziach, że czują i coś tam na swój sposób myślą, mają ogromny, dobrze wyćwiczony instynkt. Z tych podniebnych rozmyślań, wyrywają mnie ludzie (coraz więcej ludzi), którzy rozkładają koc koło mojego. Wprawdzie niewiele mi zaprzątają myśli, a że zachowują się przykładnie, to powracam do swoich rozmyślań, ale tym razem schodzę myślami na „ziemię”. Dzwoni w telefonie mój czasomierz, więc pora obrócić się na brzuch. Wprawdzie to mało wygodna dla mnie pozycja, ale nie przeszkadza w rozmyślaniach. Mam na opalanie wyliczony czas, musze zmieścić się w trzech godzinach. Niby mało czasu, ale jak systematycznie będę przychodziła, to wystarczająco się opalę, lubię taki delikatny brąz. Zaczynam „wchodzić” w domowe sprawy! Wprawdzie zaraz po przebudzeniu, zrobiłam plan dnia, który robię codziennie, ale teraz mam czas spokojnie go przemyśleć. Nie jest dla mnie ważne, czy wykonam swój plan perfekcyjnie w 100%, ważne, że mam zarys i kolejność spraw do załatwienia. Nauczyłam się dzięki temu elastyczności, zwiększyłam akceptację, a co za tym idzie i tolerancję, już wiem, że nie wszystko musi być tak jak zaplanowałam, ma być wedle Woli bożej a nie mojej. Zaczynam od myśli o mało przyjemnych dla mnie sprawach, czyli moich finansach i zakupach, które są niezbędne. Zawsze jak rozmyślam o mało przyjemnych, acz konkretnych sprawach, czuję znużenie, pobolewanie głowy i ogólny niesmak. Przyjemność sprawiają mi myśli o obiedzie, który przygotuję dla syna. Dziś niewiele natrudzę się, bo podgrzeje tylko pizzę. I tak sobie rozmyślam: co, jak, kiedy, że nawet nie wiem, że ten czas tak szybko płynie. Piję wodę z butelki i na myśl mi przychodzą kraje, gdzie szklanka wody to luksus. A ja, nie dość, że mam pod dostatkiem wody do picia to jeszcze mam cały basen do pluskania się. Jakże powinnam być za to wdzięczna Najwyższemu! Żyję w miarę w spokojnym państwie, niczego niezbędnego mi nie brakuje, zdrowie tez dopisuje. Czego więcej pragnąć? Luksusów, zbytków, wystawnego życia? Nie, nic w nadmiarze nie potrzebuję, umiem cieszyć się małym tym co mam! Jestem szczęśliwa mając niewiele materialnych rzeczy, bo dla mnie ważne co „mam w sobie”, jaką przedstawiam sobą wartość, jakie bogactwo duchowe jest w mym wnętrzu, bo mając choć trochę mogę się tym dzielić, a największą radość i najpiękniejsze jest to, że wierząc, iż dam od siebie cos światu, to samo od niego otrzymam! Dobra, koniec tego ”bujania w obłokach”, czas nagli. Jestem sumienna, punktualna, obowiązkowa, więc żyję z przysłowiowym zegarku w ręku, toteż pora zbierać się do domu. Czas wrócić do rzeczywistości, bo miłe chwile jeszcze powrócą, a teraz czas na przyziemne sprawy. Mówią „wszystko, co dobre, kiedyś się kończy”, wiec i mój czas leniuchowania minął i wcale nie uważam, że jest stracony.